czwartek, 23 listopada 2017

Wizyta na Harvard Business School


Parę miesięcy temu opisywałem studia biznesowe na Harvardzie (LINK). Od tego czasu wiele się nie zmieniło, dalej myślę o aplikowaniu na program '2+2' na HBS. W tym tygodniu można było odwiedzić uczelnię Harvardu i odbyć wycieczkę po kampusie, uczestniczyć w sesji informacyjnej na temat studiów oraz wziąć udział w prawdziwych zajęciach. Postanowiłem, że udam się tam i, na miejscu, zobaczę jak to jest studiować na Harvardzie.

Pierwsze co rzuca się w oczy to ogrom tego kampusu. Na większość uczelni w Stanach, szkoły biznesowe mają jedynie swój dedykowany budynek. Tutaj, szkoła biznesowa ma swój własny kampus, jedynie dla studentów HBS! I do ich wyłącznego użytku są obiekty sportowe, biblioteki, akademiki i wszelkie inne budynki. 

Kampus Harvard Bussines School (HBS)
Najciekawszym elementem mojej wycieczki do Cambridge, MA, był udział w prawdziwych zajęciach ze studentami MBA. Zostałem przydzielony do udziału w zajęciach Technology and Operations Management. Jako, że miałem zakaz robienia jakichkolwiek zdjęć w środku klasy, posłużę się Google.

google.com

Studentów MBA na roku jest około 930. Podzieleni oni są na 10 grup. Mamy 93 studentów w jednej sali. Każdy z nich ma przydzielone swoje miejsce w sali i nie może jego zmienić, aż do końca pierwszego roku. Studenci również nie zmieniają nigdy sali. To profesorowie przychodzą do nich. Każdy student ma swoje imię i nazwisko przed sobą. Jak widać, na ścianach widnieją flagi. Na początku roku, międzynarodowi studenci mogę powiesić flagę swojego kraju. Widać jak bardzo różnorodna jest tutaj klasa. 

Podczas zajęć miałem okazję siedzieć w drugim rzędzie, zaraz koło profesora. Jako gość, nie mogłem uczestniczyć w zajęciach, ani odzywać się do nikogo. Miałem jedynie obserwować. Co ciekawe, studenci tutaj mogą przyprowadzać swoich gości na zajęcia. Niektórzy przyprowadzili swoich kolegów, braci czy kuzynów. Oczywiście w rozsądnej ilości. Było ich łącznie może trzech. I siedzieli gdzieś na schodach z tyłu. Tradycja tutaj jest taka, iż jeżeli, w trakcie zajęć, wypowiada się osoba, która przyprowadziła gościa, to po wypowiedzi następuje krótki aplauz dla niej :). 

Studia MBA oparte są tutaj na metodzie case study (metodę opisywałem w innym poście - LINK). Zajęcia trwają 80 min i są analizą jednego case'a. Profesor nie uczy tutaj w tradycyjny sposób. Profesor ma za zadanie sterować dyskusją w odpowiednim kierunku. Zadając pytania, naprowadza studentów do pewnych przemyśleń, wniosków. Tutaj, studenci w większość uczą się od siebie nawzajem, a mniej od profesora.

Case, który omawialiśmy w klasie dotyczył firmy Li&Fung, która operuje w branży odzieżowej. Wśród studentów, mieliśmy osoby, które miały styczność lub współpracowały wcześniej z tą firmą i dodawały wiele ciekawych informacji do dyskusji. I tak naprawdę jest z każdym case'em. Zawsze znajdzie się ktoś kto jest, z kraju pochodzenia danej firmy i/lub współpracował z daną firmą. 

Zabawna była sytuacja, jak profesor zapytał studentów o kraj Mauritius (wyspa na wschód od Afryki). Teraz dużo odzieży jest tam produkowane i profesor zapytał, żartobliwie "Have you ever heard anything about Mauritius?". I jeden student (o jasnych blond włosach)  zgłosił się i mówi, że jego rodzina pochodzi z Mauritiusa  i często tam bywa. To pokazuje, że na HBS są studenci z każdego zakątka globu, z każdej możliwej branży i  z niesamowitym doświadczeniem życiowym. 

Zajęcia trwały 80 min, studentów jest 93, a miałem wrażenie, ze każdy coś powiedział. Jak profesor zadał jakiekolwiek pytanie to momentalnie było 20 osób chętnych do odpowiedzenia lub też wyrażenia opinii na jakiś temat. Niesamowite!

Ta wizyta dała mi dużo do myślenia. Mając techniczny 'background', nie brałem nigdy udziału w zajęciach tego typu. I chyba dlatego wydają mi się one tak ciekawe. Jest to nauka niesamowicie intensywna. Codziennie odbywają się 2 lub 3 zajęcia. W tygodniu jest łącznie 16 h zajęć. Przygotowanie do nich zajmuje pewnie dwa razy tyle. Ale właśnie o to w tym wszystkich chodzi. 

Wiele ludzi mnie pyta jakie widzę różnice w systemie nauczania w Stanach i w Polsce. To właśnie tu macie jeden przykład. Ilość godzin lekcyjnych. Pamiętam na drugim czy trzecim roku miałem prawie 40 h zajęć, które były rozłożone od 7 rano do 21 wieczorem z ciągłymi 'okienkami'. Jak można w takim systemie robić coś własnego, przygotowywać się do zajęć efektywnie, czy po prostu uprawiać jakiś sport poza godzinami? No nie za bardzo... Zredukujmy ilość godzin zajęć lekcyjnych o połowę. Połączmy je w bloki 2-3 godzinne, tak aby unikać 15-minutowych przerw, które dodane tworzą zmarnowane 2 godziny dziennie.  I wymagajmy myślenia i analizy od studentów, a nie wkuwania definicji i teorii na pamięć. Może to jest jakiś pomysł na poprawę sytuacji w Polsce...

Dajcie mi stanowisko ministra edukacji, a gwarantuje, że to wprowadzę :)

Wracając do tematu to zaczynam coraz intensywniej myśleć o studiach na HBS i aplikowaniu w kwietniu 2018. Jak na razie chcę ukończyć magisterkę na Columbia University i wtedy skupić się na tym. Zobaczymy co się wydarzy do tego czasu :)

środa, 22 listopada 2017

U19 Champions! | South Bronx United


Pod koniec wakacji tego roku postanowiłem zaangażować się w kolejny wolontariat, tym razem, długoterminowy. Całe życie gram w piłkę nożną i od zawsze chciałem spróbować swoich sił w trenowaniu młodych piłkarzy. I tak zrodził się pomysł z wolontariatem w klubie piłkarskim South Bronx United (SBU).

Jak sama nazwa wskazuje, klub znajduje się na Bronx'ie. Jest to najbiedniejsza dzielnica w Nowym Jorku, jak i jedna z najbiedniejszych dzielnic w całych Stanach Zjednoczonych. SBU jest klubem piłkarskim, ale również zajmuje się edukacją. W swoich szeregach mają wolontariuszy, którzy pomagają młodym w nauce i udzielają korepetycji. Zajmują się również mentoringiem. Ja, zająłem się rozwojem sportowym nastolatków z Bronx'u, zgodnie z hasłem SBU - "Soccer for Social Change".

SBU zorganizowało rozgrywki ligowe dla 'dzikich' drużyn, jak to nazywamy w Polsce. Na treningu wakacyjnym władze SBU przydzieliły zawodników do odpowiednich drużyn, tak aby w każdej poziom umiejętności był podobny. Ja zdecydowałem się trenować drużynę U19, czyli nastolatków do lat 19. W mojej kategorii było 6 drużyn i przypisano mnie do drużyny Złotej (Gold). Całe rozgrywki trwały 11 tygodni. 10 pierwszych tygodni to rozgrywki systemem każdy-z-każdym  grane dwukrotnie, a ostatni tydzień to play-off'y, czyli faza pucharowa. 

Moje drużyna - Gold team

Z początku, nie wyglądało to najlepiej. Mało zawodników, z mojej drużyny, znało się wcześniej i komunikacja nie wyglądała najlepiej. Warto dodać, iż większość zawodników mówiła po hiszpańsku. Miałem też jednego zawodnika, który mówił jedynie po francusku. Większość z nich nie miała styczność z graniem w jakiejkolwiek zorganizowanej drużynie i biegali "bez ładu i składu". Trochę zajęła mi zmiana ich nastawienia i sposobu grania.

Pierwsze dwa mecze przegraliśmy, ale po nich długa nastąpiła seria wygranych. Po fazie grupowej nasz bilans wyglądał następująco 6 wygranych - 3 porażki. Z takim rezultatem zajęliśmy 1 miejsce w grupie i jako nagrodę, zaczęliśmy fazę pucharową od półfinału (drużyny 3-6 musiały grać między sobą o prawo gry w półfinale). W półfinale gładko wygraliśmy 3-0 i czekał już na nas wielki FINAŁ.

W najlepszych filmach Hitchcocka nie było takiej dramaturgii jak w tym meczu finałowym. Cały mecz przegrywaliśmy, najpierw 0:1, a potem 1:2 i przez większość drugiej połowy nie mogliśmy strzelić tego upragnionego gola, który wyrównałby stan meczu. Aż do ostatniej akcji meczu, kiedy w zamieszaniu podbramkowym, strzeliliśmy gola na wagę remisu! Aby wyłonić zwycięzce, potrzebne były rzuty karne.

Ustawiliśmy się razem, jak w Lidze Mistrzów :)

I tutaj moi zawodnicy wykazali się spokojem i zimną krwią. Do czwartej kolejki rzutów karnych obie drużyny spudłowały po jednym karnym. W ostatniej serii rzutów karnych przeciwnicy trafili w słupek i nasze zwycięstwo okazało się faktem! To był mecz godny finału!

Nie da się tego opisać, jak moja drużyna przeżywała cały finał. Każdy z nich walczył i pomagał drugiemu, aby na końcu skakać z radości i cieszyć się jak nigdy.  Dla większości z nich było to najważniejsze osiągnięcie sportowe w ich życiu. 

W trakcie tych 11 tygodni udało mi się stworzyć prawdziwą drużynę. Najbardziej byłem zadowolony z tego, że nie musiałem nikogo zmuszać do przychodzenia na mecze. Wysyłałem im sms i wiedziałem, że będą wszyscy na czas. W innych drużynach, ciężko było zebrać podstawowy skład na mecz i często dobierali sobie zawodników z innych drużyn. 

Po meczu finałowym, był czas na sesje zdjęciową. Zrobiliśmy sobie całą serię pamiątkowych zdjęć, razem z całą drużyną, jak i indywidualnie z każdym zawodnikiem.

Już po meczu finałowym, z upragnionym pucharem!

Trenowanie mojej drużyny w ramach South Bronx United League było, dla mnie, niesamowitym doświadczeniem. Radość w oczach tych nastolatków pokazało, że warto uczestniczyć w takich projektach. Moment, w którym świętowaliśmy wygraną w meczu finałowym, był jednym z lepszych momentów jakie miałem tutaj w Stanach Zjednoczonych. 

Teraz, czas trochę odpocząć i zająć się czymś innym w zimowe weekendy. Na wiosnę, zamierzam kontynuować mój udział w SBU i walczyć o mistrza raz jeszcze!

niedziela, 19 listopada 2017

mBank, ty mój bohaterze!

Cała historia z kradzieżą z mojego konta bankowego, na szczęście, zakończyła się pomyślnie dla mnie. Kiedy zgłaszałem całą sprawę do banku, poinformowali mnie, że sprawa ma zostać wyjaśniona w ciągu 30 dni. Po 10 dniach wysłali mi maila, że sprawa się przedłuży i nie zdążą jej rozwiązać w tym czasie. Dlatego też, na moje konto zostały przelane wszystkie środki, które został skradzione. Z takim warunkiem, że jak do 1 stycznia 2018 roku okaże się, że to ja dokonałem tych transakcji, to zostaną one zabrane z powrotem. 


W trakcie jak mBank dochodził do tego co zrobić z moją sprawą, postanowiłem zgłosić to również na policję, tutaj, w Nowym Jorku. Była to moja pierwsza styczność z tutejszą policją i zarazem jak pozytywna. 

Po wizycie na komisariacie w centrum miasta, policjanci wytłumaczyli mi, abym udał się do domu i tam zadzwonił na 911 i wyjaśnił sprawę. Tak tez zrobiłem. Po 5 min od zgłoszenia kradzieży bankowej, radiowóz już czekał pod moim domem. Udało mi się odbyć przejażdżkę na komisariat na Harlemie. Tam znajdował się oddział detektywistyczny, który zajmuje się takimi sprawami. Zostałem przesłuchany, a potwierdzenia feralnych przelewów zostały zeskanowane. Nie było dla nich problemem to, iż były one w języku polskim. Po wszystkim dostałem numer telefonu i numer referencyjny sprawy i mogłem udać się do domu. Teraz mam czekać na ich telefon. Sposób w jaki nowojorska policji podeszła do sprawy, wywarł na mnie duże wrażenie. Było to na pewno ciekawe doświadczenie.

piątek, 17 listopada 2017

Manhattan z lotu ptaka [VIDEO]

Czego się nie robi dla moich czytelników. Specjalnie dla Was, dzisiaj, film z przelotu samolotem nad Nowym Jorkiem. Od początku widoczna jest Statua Wolności, Ellis Island, Governonrs Island i w końcu cały cały Manhattan.

Jeśli kiedykolwiek będziecie możliwość wyboru, na które lotnisko w Nowym Jorku przelecieć to wybierajcie lotnisko LaGuardia. Przy podchodzeniu do lądowania, samolot wykonuje niski przelot nad Manhattanem od południowej strony. Aby podziwiać te widoki musicie mieć jeszcze miejsce przy oknie po lewej stronie w samolocie.

Jak możecie zauważyć na filmie, Manhattan to nie tylko drapacze chmur. Są obszary z wysokimi budynkami, jak na Downtown (z One World Trade Center) oraz Midtown (z Empire State Building). Budynki na tym obszarze są posadowione w skale (Manhattan Schist) i dlatego też, możliwe jest budowanie tak wysokich konstrukcji. Pomiędzy Downtown i Midtown, jest duży obszar niskiej zabudowy. Jest to spowodowane spadkiem w wysokości podłoża skalnego na tym odcinku. Wszystko widoczne jest na poniższej rycinie.



Co do drgań na filmie, to nie mam pojęcia skąd się one wzięły, dlatego proszę nie zwracać na nie uwagę :)

czwartek, 16 listopada 2017

Co tu tak krzywo? | Seattle - część II



Seattle nazywane jest miastem siedmiu wzgórz. Ze względu na to, iż są do dość wysokie wzgórza, to spacer w tym mieście nie należy do rzeczy łatwych i przyjemnych. Ciągle trzeba się wspinać. Na zdjęciu widać jakie są różnice w poziomie. Tak wygląda każda ulica prostopadła do linii nabrzeża. Jazda na rowerze zatem odpada. 

Każdy budynek wygląda tutaj trochę dziwnie. Na 1st Avenue wchodzi się do budynku na poziomie 1, a już na 2nd Avenue wchodzimy na poziomie 3. Wszystko zdaje się być jakieś takie krzywe.

Trzeba nawet przystanek autobusowy podzielić na pół

Uczestniczyłem w wycieczce na temat historii tego miasta i trochę mi tam wytłumaczyli, o co chodzi z tą dziwną topografią miasta. Tak jak wspomniałem na początku, Seattle to miasto siedmiu wzgórz. Tak było do przełomu XIX i XX wieku, kiedy to, te wzgórza zaczęły być problemem przy poruszaniu się po mieście. Wtedy też postanowiono "pozbyć" się jednego wzgórza - Danny Hill i wyrównać nieco teren. Na dole jest oryginalny rysunek tego jak to dokładnie zrobiono. I te nachylenia, które mamy dzisiaj, są właśnie wynikiem operacji Danny Hill Regrade.

google.com
Operacja usuwania wzgórza Danny Hill i wyrównywania terenu      google.com

Już dość tej historii na dziś :) Studiowanie budownictwa czy architektury zmienia sposób, w jaki patrzy się na świat. Dla nas, budowlańców, każda budowla czy konstrukcja zmusza nas do myślenia 'jak to zostało zrobione?'. Pewnie dlatego piszę tutaj o jakieś topografii miasta :)

Celem mojej wycieczki była konferencja Advances in Tunneling, czyli co nowego w tunelowaniu. Pierwszego dnia wybraliśmy się na budowę największego tunelu na świecie (17.4 m) pod centrum Seattle. Tunel jest już cały wydrążony i aktualnie trwa budowa dwóch poziomów autostrady. Jest to też ostatni moment kiedy można było zobaczyć tunel w całej okazałości. Za rok już cały tunel będzie zabudowany i już nie będzie widać ogromu tej konstruckcji. 

Zwykle, idąc na trwającą budowę, szczególnie tunelu, nie ma możliwości robienia zdjęć, a tym bardziej ich publikacji. W tym przypadku było zupełnie inaczej. Mogliśmy robić zdjęcia, wideo i co tylko chcieliśmy.

Dolny poziom jezdni w tunelu

Górny poziom jezdni w tunelu

Branża tunelowa jest o tyle wąską specjalizacją, że nawet w Stanach Zjednoczonych jeżdżąc po konferencjach, spotyka się te same osoby. Na konferencjach w San Diego, Seattle czy w Nowym Jorku spotykam moich profesorów z uczelni, czy też współpracowników z mojej byłej firmy. Ciężko się dostać do tej branży, ale jak już się tam znajdzie to już się zostaje na całe życie. Dlatego też, warto jeździć na takie konferencje także w celach networking'owych. Samo pokazanie się tam, mówi dużo twoim przełożonym czy profesorom.

Wszędzie dobrze, ale w Nowym Jorku najlepiej. Czas wracać do "Wielkiego Jabłka" i kontynuować pisanie pracy magisterskiej. Do końca semestru zostało jedynie ok. 40 dni. 

wtorek, 14 listopada 2017

Czy tutaj kiedyś przestanie padać? | Seattle - cześć I


Witam w Seattle! Prognoza nie kłamała, pada non-stop. Pierwsze dwa dni mam na zwiedzanie tego miasta, co jak widzę, nie będzie takie łatwe.

Aby cały wyjazd zamknął się w budżecie, postanowiłem spać w hostelu i wybór padł na jeden z najtańszych w mieście, Green Tortoise Hostel. I chyba nie mogłem lepiej wybrać. Nie wiem czy jest coś takiego jak non-profit hostel, ale jak coś takiego istnieje, to ten hostel właśnie do takich należy. Płacę jedynie $30 za dobę, a dodatkowo otrzymuje codziennie darmowe śniadania, co drugi dzień kolacje (wczoraj padło na tacos), darmowe wycieczki piesze i darmowe piwo (all-you-can-drink) w piątki i soboty. Nie widziałem jeszcze, żeby jakikolwiek hostel miał takie bonusy. 

Ludzie, którzy są w tym hostelu to inna rzecz. Jestem otoczony samymi hipisami, którzy są w podróży już od miesięcy i zbytnio nie planują niczego i robią wszystko spontanicznie. Poznałem pewną Francuzkę, która przyjechała do tego hostelu na parę dni, ale jednak została na dłużej, zaczęła pracować w tym hostelu i teraz po 2 miesiącach jedzie do Kalifornii w poszukiwaniu kolejnych przygód. Trochę inne podejście do życia, od tego do którego przywykłem żyjąc w Nowym Jorku pośród ludzi goniącymi za karierą. Tutaj każdy opowiada o podróżach, przygodach, byciu wolnym, a nie o karierze, pracy i o projektach w jakich biorą udział. 


Mój hostel znajduje się 50 m od jednej z głównych atrakcji miasta, czyli Pike Place Market. Od 1907 roku można tutaj kupować wszystkie produkty, żywność prosto od producentów w ponad 500 sklepach. Jest to najstarszy taki market w Stanach Zjednoczonych. 


W jednej z uliczek marketu znajduje się jedno z dziwniejszych miejsc zabytkowych jakie widziałem. Ściany ceglane na tej ulicy pokryte są gumą do żucia. Jest ich tyle, że kompletnie zakrywają cegłę. Ludzie stoją i rzucają gumą w ścianę, w miejsca które jeszcze nie zostały zajęte. Nawet coś tak głupiego jak guma do żucia, może stać się sztuką.


Zaraz koło marketu Pike Place znajduje się 'mekka' fanów sieci kawiarni Starbucks, czyli pierwsza kawiarnia Starbucks'a, która rozpoczęła działanie w 1971 roku. Poza zwykłą ofertą, taką jaką możemy znaleźć w każdej innej kawiarni, mamy do kupienia gadżety dostępne tylko i wyłącznie tutaj, nawiązujące do tego iż była to pierwsza kawiarnia. Zainteresowanie tym punktem jest ogromne. Aby dostać się do środka, należy niestety wystać w 20-30 min kolejce. 


Chodząc po mieście, zauważyłem dziwną rzecz, a mianowicie stojące rowery na każdym kroku, takie jak na tym zdjęciu powyżej. Nie mają one żadnych łańcuchów czy kłódek przy sobie. Tak sobie po prostu stoją i czekają. Te rowery należą do dwóch sieci: Spin i LimeBike. Są to rowery miejskie, które możemy wziąć w każdym miejscu w mieście i również zostawić je gdzie nam się podoba. Mają one wbudowane nadajniki GPS, dzięki którym korzystając z aplikacji, możemy namierzyć gdzie one się znajdują i je wypożyczyć. Koszt to $1 za 30 min jazdy. Z wprowadzeniem czegoś takiego w Nowym Jorku miałbym pewne wątpliwości. Kradzież jest tam niezwykle "agresywna". Z przypiętego roweru, potrafi zostać jedynie goła rama i to w kilka godzin. Pewnie dlatego jeszcze nie dotarło to do NYC.

piątek, 10 listopada 2017

Czas na kolejny wyjazd!

google.com
W październiku składałem podanie o stypendium EGSC Professional Development (LINK) na wyjazd na konferencje "Advances in Tunneling Technology" w Seattle. Niestety, nie udało mi się otrzymać żadnych środków. Mój opiekun naukowy zaproponował mi zaaplikowanie o pomoc finansową z naszego wydziału CEEM (Civil Enginnering and Engineering Mechanics). Oczywście tak też zrobiłem i otrzymałem $350 stypendium na wyjazd do Seattle!

W najbliższą niedzielę o 7 rano wylatuję na drugi koniec Stanów. W Seattle spędzę 4 pełne dni. Konferencja odbywa się we wtorek i środę. W poniedziałek organizowana jest wycieczka na budowę Alaskan Way Tunnel w Seattle, gdzie użyto największej maszyny drążącej na świecie, o średnicy 17.5 m. Przylatuję dwa dni wcześniej, aby poznać to miasto i zobaczyć wszystko to co ma do  najlepszego do zaoferowania. Mam długą listę miejsc do odwiedzenia, dlatego następne dni będą dość intensywne.

Seattle nazywane jest 'Rainy City' i chyba nie bez powodu. Oto prognoza pogody na czas mojego pobytu. Oby się tylko nie potwierdziła..
W czasie mojego wyjazdu, nie będę w stanie być na zajęciach na uczelni. Nie jest to jednak problemem na Columbia University. Moje zajęcia są nagrywane i dostępne on-line w czasie rzeczywistym. Jest możliwość studiowania on-line i dla takich studentów jest dostępna taka możliwość. Będąc nawet na drugim końcu świata możemy uczestniczyć w zajęciach w tym samym czasie jak normalni studenci. Kolejna rzecz, jaką powinniśmy wdrożyć na polskich uczelniach. Taka tam dygresja :)

No dobra, czas się pakować i ruszać w kolejną wyprawę!

wtorek, 7 listopada 2017

Kradzież z mojego konta bankowego

Pisałem już kiedyś o tym jak tutaj działa płatność kartą. W Polsce jest tak, iż raczej nie dajemy naszej karty debetowej czy kredytowej nikomu w ręce. Ktoś podchodzi do nas z terminalem i dokonujemy zapłaty własnoręcznie. W Stanach działa to zupełnie inaczej. Przy wejściu do restauracji czy baru otwiera się rachunek i zostawia kartę na barze. Ta karta tam jest, aż do momentu, w którym chcemy zakończyć pobyt, zapłacić i wyjść. Czyli na czas pobytu nie mamy jej na widoku. Na początku pobytu w Stanach było to dla mnie dziwne, ale teraz już się do tego przyzwyczaiłem.

Do płatności w internecie wystarczą dane z karty, bez obowiązku potwierdzania takich transakcji. I to jest właśnie sedno problemu. Ktoś kto ma w zasięgu naszą kartę, może skopiować jej numery i później użyć jej do płatności. I to się właśnie stało w moim przypadku. Moja polska karta walutowa została użyta w taki sposób, na łączną kwotę $750 ! Ktoś pięciokrotnie zapłacił $150 moją kartą debetową, w tym samym sklepie, tego samego dnia! Zauważyłem to dopiero dwa dni po fakcie i już zablokowałem swoją kartę. 


O takich sytuacjach słyszałem już tutaj w Stanach. Tylko, że tutaj banki blokują od razu takie transakcje widząc ten sam tytuł transakcji i podobne kwoty. Następnie dzwonią do ciebie i pytają czy to na pewno ty dokonujesz tych transakcji. Nawet jak jest jedna transakcja, ale w innym stanie to tez do Ciebie zadzwonią i zapytają o autoryzację takiego przelewu. No najwidoczniej mBank nie ma takich systemów. Właściwie to mają, z tego co mi mówili w rozmowie telefonicznej, tylko "nie wiedzą czemu, ale nie zadziałały"... No to chyba czas się dowiedzieć...

Teraz kazali mi czekać do 7 dni na rozwiązanie tej sytuacji. Zobaczymy co z tym zrobią.

poniedziałek, 6 listopada 2017

NYC Marathon już po raz drugi!



Już po raz drugi miałem przyjemność pomagać jako wolontariusz przy Nowojorskim Maratonie. Ponad 70.000 uczestników przystąpiło w tym roku do maratonu, a rekordowe 51.394 osób dobiegło aż do samej mety w Central Parku. 

Trasa maratonu przebiega przez wszystkie dzielnice (borough) Nowego Jorku. Rozpoczyna się na Staten Island, dalej jest Brooklyn, Queens, Bronx i kończy się na Manhattanie. Długość tego biegu w milach to 26.2. Na 13 mili, czyli w połowie dystansu, trasa przebiega przez Greenpoint, czyli "polską" dzielnicę. Ta stacja dostała przydomek "polska wioska", ponieważ w większości wolontariuszami są Polacy lub ludzie polskiego pochodzenia.


W 2016 podczas mojego pierwszego maratonu, ubrany byłem w zielone ponczo widoczne na zdjęciu. W tym roku, przez to, że już mam doświadczenie, awansowałem na Station Leader. Z tego też powodu, otrzymaliśmy od sponsora tego biegu, firmy New Balance, niebieskie kurtki. Naszą rolą, jako liderów było zbudowanie całej stacji, rozdysponowanie prac dla innych wolontariuszy, pilnowanie porządku oraz tego, żeby cały czas na stacji była kawa, pączki, kanapki i pizza dla wszystkich wolontariuszy. 


Od godziny 8 rozpoczęła się zabawa. Mieliśmy kapelę oraz DJ, który, oczywiście puszczał polskie "klasyki", czyli "Ona tańczy dla mnie", czy "Przez Twe Oczy Zielone". Wszędzie wisiały polskie flagi. Prawdziwa Polska Wioska. Wśród nas byli również obcokrajowcy, którzy, w rozmowie ze mną przyznali, że jest to jedna z lepszych stacji, ze względu na tutejszą atmosferę, dlatego też po raz kolejny już tutaj pomagają. Jest to jedyna taka stacja na maratonie, na której jest taka przewaga jednej narodowości. 



Pogoda nie była najlepsza na bicie rekordu. Może nie lało, ale padało przez długi okres biegu. Zwycięzcą, w kategorii mężczyzn, został kenijczyk Geoffrey Kamworor z czasem 2:10:53, a wśród kobiet wygrała Shalane Flanagan z czasem 2:26:53. Oboje wzbogacili się o 100.000 dolarów. 

Każda kategoria wiekowa ma swoje osobne nagrody. Na podziw i szacunek zasługują osoby z ostatniego przedziału wiekowego 80-89. Pan Gerald Miller z Kanady (lat 80) zdołał przebiec maraton z czasem 4:34:21 (!), a pani Ginette Bedard (lat 84) z USA ukończyła bieg z czasem 6:12:53 (!). Chapeau bas!

sobota, 4 listopada 2017

Long Island City


Z końcem grudnia kończy się moja przygoda z Columbia University, i co gorsze, muszę pożegnać się z moim pokojem w akademiku. Od nowego roku będę musiał się przeprowadzić w inne miejsce. Od stycznia zaczynam pracę w ścisłym centrum w Midtown. Lokalizacja mojej pracy jest na tyle dobra, iż tak naprawdę mogę mieszkać na Manhattanie, Brooklynie, Queens, czy też nawet New Jersey i mieć tak samo dobry dojazd. I dlatego też, od paru miesięcy sprawdzam różne miejsca poza Manhattanem i próbuje wyczuć czy jest to odpowiednie miejsce do życia. W tym tygodniu padło na Long Island City!

Long Island City jest to jedno z wielu osiedli mieszkaniowych na Queens'ie. Jest zaraz po drugiej stronie East River, za wschód od Manhattanu. Niegdyś miejsce pełne fabryk, magazynów i warsztatów, a dzisiaj pełne wysokich budynków mieszkalnych z pięknym widokiem na skyline Manhattanu.
Lokalizacja Long Island CityAb
Long Island City znajduje się jeden przystanek metrem od Manhattanu. Dodatkowo mamy promy, które w 10 minut zabierają nas na ulicę 34. oraz na Wall Street. I to jedynie za $2.75, czyli cenę jednego biletu na metro. 

Najlepsze widoki z Long Island City mamy w Gantry Plaza State Park znajdującego się w miejscu starej stoczni. Jest to kompletnie odnowione miejsce, pełne zieleni, parków, ścieżek, promenady i placów zabaw. 





Do 1999 roku, w północnej części tego parku znajdowała się tutaj rozlewnie Pepsi. Na jej dachu znajdowało się charakterystyczne logo tej firmy. PepsiCo sprzedało całą swoją nieruchomość, ale zostawiło sobie mały skrawek 18m x 61m, na którym to można było postawić logo Pepsi. To logo stało się tam tak symboliczne i ważne z historycznego punktu widzenia, iż w 2016 stało się zabytkiem w Nowym Jorku i jest chronione prawem. Do tego stopnia, iż budynek, który został wybudowany zaraz za logiem Pepsi, ma wcięcie na wysokości pierwszych 8 kondygnacji, aby zachować wymagany dystans 45 stóp (widoczne na zdjęciu).

Logo jest ogromne, litery P i C na poniższym zdjęciu mają wysokość 13m! 
Jakie są ceny wynajmu w tej okolicy? Już wam mówię. Za studio(kawalerka) musimy się liczyć z wydatkami rzędu średnio $2400, za mieszkanie z jedną sypialnią $2900, dwoma $3800, trzema $4700. Aha.... No dobra to czas iść na metro i wracać do siebie. Może kiedyś :)

piątek, 3 listopada 2017

Jak wygląda pisanie pracy magisterskiej w Stanach?

Tym semestrem kończę moją karierę na Columbia University. Zostało mi do zrobienia 6 punktów, aby ukończyć tą uczelnią z tytułem magistra (Master of Science). Tak jak już wcześniej wspominałem każdy przedmiot jest za 3 punkty, czyli jak łatwo wyliczyć na ten semestr mam do zrobienia dwa przedmioty. To gdzie ta praca magisterska w takim razie?

Na mojej uczelni nie ma obowiązku robienie żadnej pracy magisterskiej. Należy zdobyć 30 punktów, aby uzyskać magistra i tyle. Można to zrobić biorąc przedmioty (3 punkty), robiąc praktyki (1 punkt) lub wybierając individual research (1-4 punkty). I właśnie wybrałem tą ostatnią opcję , zamiast dwóch przedmiotów, robię jeden plus pracę magisterską. Uznałem, że skoro robię roczny kurs magisterski w 1,5 roku to mogę ostatni semestr poświęcić się i zrobić naprawdę porządną pracę magisterską. 

Nazywa się to individual research, a nie thesis, ponieważ nie ma takiej formy jaką znamy z polskich uczelni. Nie ma obrony pracy magisterskiej przed komisją, nie ma wymagań co do czcionek, marginesów, odstępów itp. Nie ma również czegoś takiego, jak sprawdzanie pracy przez Antyplagiat. Jedyne wymaganie jest takie, iż praca musi zostać opublikowana. To znaczy, coś na końcu tego naszego research'u musimy przedstawić naszemu opiekunowi naukowego. 

Brzmi bardzo luźno, lecz tylko z pozoru. Nikt nie wywiesza tutaj list z tematami na pracę magisterską. Temat badań musimy sami wymyślić lub też poradzić się swojego opiekuna. Na początku semestru należy przedstawić Research Objective, czyli opis badań. Nie wiedziałem jak ciężko jest takie coś napisać, dopóki sam nie musiałem się z tym zmierzyć.

Moja specjalizacja to Budowa Tuneli, dlatego też, chciałem przeprowadzić badania w tej dziedzinie. W moich badaniach postanowiłem bazować na moim doświadczeniu z poprzednich semestrów: Chciałem wykorzystać Geotechnical Centrifuge (Wirówkę Geotechniczną), czyli maszynę, której nie mamy w całej Polsce. Opisywałem ją kilka miesięcy temu (LINK). Miałem do dyspozycji również MakerSpace, czyli warsztat z drukarkami 3D, wycinarkami laserowymi, piłami, prasami hydraulicznymi (LINK).

Geotechnical Centrifuge

MakerSpace
I tak, wpadłem na pomysł, aby mój profil tunelu wydrukować w 3D, a potem użyć w badaniach w laboratorium przy użyciu wirówki. Znalazłem temat badań z zastosowaniem mojego modelu i zaproponowałem to mojemu wydziałowi. Ten się na to zgodził i od tego momentu większość mojego czasu spędzam w laboratorium lub w warsztacie. Na koniec badań zamierzam napisać pracę z dokładnym opisem i analizą, a dodatkowo napisać krótki artykuł podsumowujący moje badania. Wtedy też, będę mógł się podzielić tym co właściwie ja tam badam i opublikować mój artykuł.

Z pisaniem pracy magisterskiej na podstawie badań jest trochę inaczej niż z pracami czysto teoretycznymi. Ja do rozpoczęcia pisania, muszę skończyć moje całe badania. Nie mogę pisać rozdział po rozdziale, bo wszystko zależy tak naprawdę od wyników moich badań. A jak na razie, to nie nie mam pojęcia jaki będzie ich rezultat :) Dlatego też, do końca listopada zamierzam nie opuszczać laboratorium, a od początku grudnia zaczynam fizyczne pisanie całej pracy. Mam czas do końca tego semestru, który kończy się 22 grudnia.