wtorek, 14 listopada 2017

Czy tutaj kiedyś przestanie padać? | Seattle - cześć I


Witam w Seattle! Prognoza nie kłamała, pada non-stop. Pierwsze dwa dni mam na zwiedzanie tego miasta, co jak widzę, nie będzie takie łatwe.

Aby cały wyjazd zamknął się w budżecie, postanowiłem spać w hostelu i wybór padł na jeden z najtańszych w mieście, Green Tortoise Hostel. I chyba nie mogłem lepiej wybrać. Nie wiem czy jest coś takiego jak non-profit hostel, ale jak coś takiego istnieje, to ten hostel właśnie do takich należy. Płacę jedynie $30 za dobę, a dodatkowo otrzymuje codziennie darmowe śniadania, co drugi dzień kolacje (wczoraj padło na tacos), darmowe wycieczki piesze i darmowe piwo (all-you-can-drink) w piątki i soboty. Nie widziałem jeszcze, żeby jakikolwiek hostel miał takie bonusy. 

Ludzie, którzy są w tym hostelu to inna rzecz. Jestem otoczony samymi hipisami, którzy są w podróży już od miesięcy i zbytnio nie planują niczego i robią wszystko spontanicznie. Poznałem pewną Francuzkę, która przyjechała do tego hostelu na parę dni, ale jednak została na dłużej, zaczęła pracować w tym hostelu i teraz po 2 miesiącach jedzie do Kalifornii w poszukiwaniu kolejnych przygód. Trochę inne podejście do życia, od tego do którego przywykłem żyjąc w Nowym Jorku pośród ludzi goniącymi za karierą. Tutaj każdy opowiada o podróżach, przygodach, byciu wolnym, a nie o karierze, pracy i o projektach w jakich biorą udział. 


Mój hostel znajduje się 50 m od jednej z głównych atrakcji miasta, czyli Pike Place Market. Od 1907 roku można tutaj kupować wszystkie produkty, żywność prosto od producentów w ponad 500 sklepach. Jest to najstarszy taki market w Stanach Zjednoczonych. 


W jednej z uliczek marketu znajduje się jedno z dziwniejszych miejsc zabytkowych jakie widziałem. Ściany ceglane na tej ulicy pokryte są gumą do żucia. Jest ich tyle, że kompletnie zakrywają cegłę. Ludzie stoją i rzucają gumą w ścianę, w miejsca które jeszcze nie zostały zajęte. Nawet coś tak głupiego jak guma do żucia, może stać się sztuką.


Zaraz koło marketu Pike Place znajduje się 'mekka' fanów sieci kawiarni Starbucks, czyli pierwsza kawiarnia Starbucks'a, która rozpoczęła działanie w 1971 roku. Poza zwykłą ofertą, taką jaką możemy znaleźć w każdej innej kawiarni, mamy do kupienia gadżety dostępne tylko i wyłącznie tutaj, nawiązujące do tego iż była to pierwsza kawiarnia. Zainteresowanie tym punktem jest ogromne. Aby dostać się do środka, należy niestety wystać w 20-30 min kolejce. 


Chodząc po mieście, zauważyłem dziwną rzecz, a mianowicie stojące rowery na każdym kroku, takie jak na tym zdjęciu powyżej. Nie mają one żadnych łańcuchów czy kłódek przy sobie. Tak sobie po prostu stoją i czekają. Te rowery należą do dwóch sieci: Spin i LimeBike. Są to rowery miejskie, które możemy wziąć w każdym miejscu w mieście i również zostawić je gdzie nam się podoba. Mają one wbudowane nadajniki GPS, dzięki którym korzystając z aplikacji, możemy namierzyć gdzie one się znajdują i je wypożyczyć. Koszt to $1 za 30 min jazdy. Z wprowadzeniem czegoś takiego w Nowym Jorku miałbym pewne wątpliwości. Kradzież jest tam niezwykle "agresywna". Z przypiętego roweru, potrafi zostać jedynie goła rama i to w kilka godzin. Pewnie dlatego jeszcze nie dotarło to do NYC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz