Jak się okazało koniec moich praktyk to nie był mojej przygody w WSP USA. Zostałem wybrany do reprezentacji piłki nożnej WSP oddział USA. Obecnie moje firma ma swoje biura w 34 krajach i w tym roku turniej został zorganizowany w Birmingham w Anglii. W dniach 15-17 września mieliśmy się zjawić na miejscu i pokazać, że w Stanach wiedzą, co to futbol, czy tam soccer.
Birmingham nie jest najlepiej skomunikowanym miastem na świecie, dlatego lotów bezpośrednich na próżno było szukać. Postanowiłem lecieć do Londynu i potem wypożyczyć samochód, aby pojechać do Birmingham. W Londynie dołączył do mnie mój brat, który przyleciał z Polski. To też był plus lotu do Anglii, iż mogłem spotkać się z rodziną.
W Anglii ruch jest lewostronny co trochę komplikowało sprawę. Postanowiłem zobaczyć jak to jest jeździć z kierownicą po prawej stronie. Do jazdy miałem do dyspozycji Hyundaia i20, rocznik 2017.
Jeśli chodzi o jazdę, to na początku nie było łatwo. Zaraz po 7-godzinnym locie czekało na mnie największe wyzwanie tej wyprawy. Najgorsza była chyba jazda po mieście, gdzie co chwile są ronda, skręty, zjazdy, światła itp. Do zmiany biegów lewą ręką nie mogłem się długo przyzwyczaić. Cały czas moja prawa ręką lądowała na drzwiach gdzie szukałem drążka. Trzymanie lewej ręki non-stop na drążku zmiany biegów ułatwiało trochę sprawę.
Kolejna sprawa to trzymanie się prawej strony pasa jezdni. W ruchu prawostronnym to kierowca jest po lewej stronie i trzyma się tej strony jezdni. W Anglii trzeba na to uważać, żeby nasza lewa połowa samochodu była dalej na swoim pasie. Dlatego też, lepiej jechać z pasażerem, który będzie na to uważał :). Jak wjedzie się już na autostradę to jest "z górki". Można jechać bez stresu, mając jedynie na uwadze, że najszybszy pas jest na skrajnym prawym pasie, nie lewym.
Cambridge
Korzystając z tego, iż mieliśmy samochód, po drodze do Birmingham, pojechaliśmy z bratem zobaczyć czwarty najstarszy uniwersytet na świecie - University of Cambridge (1209). Zostaliśmy typowo angielską pogodę, czyli deszcz. Na zwiedzanie mieliśmy jedynie 3 godziny dlatego też, główne naszym zwiedzaniem był spacer po mieście i kampusie. Studenci dopiero rozpoczynają rok w poniedziałek 18 września, dlatego nie było widać wielu ludzi na kampusie.
Więcej zdjęć w Galerii.
Birmingham
Po Cambridge przyszedł czas na Birmingham. Po przyjeździe do hotelu, udaliśmy się z moją drużyną na "opracowanie taktyki na turniej", inaczej zwane integracją. W mojej drużynie miałem ludzi z Detroit, Chicago, Seattle, Dallas i trójkę z Nowego Jorku, o czym wcześniej nie miałem pojęcia. W biurze w NY pracuje około 1000 osób, dlatego ciężko znać chociażby część z osób tam pracujących. Tak się prezentowaliśmy na początku turnieju:
Do turnieju przystąpiły 24 drużyny z Anglii, Niemiec, Norwegii, Finlandii, Rumuni i my. Były 4 grupy po 6 drużyn, z których po dwie wchodziły do fazy pucharowej, czyli ćwierćfinałów, półfinałów i finału. Każdy mecz w fazie grupowej trwał 8 minut, w fazie pucharowej 10 min, a w finale 15 min. Grało się 4+1, czyli czterech zawodników w polu + bramkarz.
Osiem minut na mecz to nie jest dużo czasu, co pokazały mecz grupowe, gdzie większość meczów kończyła się wynikiem 1:0, 1:1, 2:1. Kto pierwszy strzelił gola, ten skupiał się już do końca na obronie wyniku. Nasza grupa była bardzo mocna i do ostatnich chwil nie wiedzieliśmy czy dostaniemy się do ćwierćfinału. Trafiliśmy tam jedynie różnicą bramek, z bilansem 1 remis, 1 porażka i 3 wygrane, z drugiego miejsca w grupie.
To jak ciężką mieliśmy przeprawę w grupie pokazał ćwierćfinał, gdzie łatwo upraliśmy się z drużyną z Finlandii 4:1. W półfinale zmierzyliśmy się ponownie z drużyną z naszej grupy i ponownie z nimi wygraliśmy 3:1. I tak też trafiliśmy do wielkiego finału!
Mecze w fazie pucharowej odbywały się bez żadnych przerw i to chyba zdecydowało o wyniku finału. 15 minut gry, po już rozegranych 60 minutach turnieju sprawiło, iż już nie byliśmy tacy energiczni. Mecz zakończył się wynikiem 2:2 i o wyniku zadecydowały rzuty karne gdzie niestety ulegliśmy.
Nasza pozycja końcowa była niespodzianką dla wszystkich. Nigdy wcześniej Team US nie wyszedł z grupy, a tu nagle gra w finale. Każdy z nas dostał okolicznościową statuetkę i z "bragging right", czyli prawem do chwalenia się naszym wynikiem co najmniej przez następny rok :)
Po turnieju był oczywiście czas na małe zwiedzanie Birmingham i kolejne "integracje" z pozostałymi zespołami z Europy. To oczywiście była tak samo ważna część tego wyjazdu, jak sam turniej.
Będąc dzieciakiem zawsze marzyłem by zostać piłkarzem, jeździć po świecie i kopać sobie piłkę. Po część, ten wyjazd dał mi do tego okazję. Niecodziennie leci się 6000 km, aby pograć w piłkę nożną. Ważne, że nie wracamy do domu bez niczego. Przywozimy srebrne medale i czekamy już na następny rok, aby przywieźć złoto! Go TEAM USA!
Galeria
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz