poniedziałek, 29 stycznia 2018

Operację 'Harvard 2020' czas rozpocząć!

Jeśli ktoś powiedziałby mi 6 lat temu, kiedy rozpoczynałem studia na Politechnice Gdańskiej, że zdołam pojechać na studia do Barcelony, a dyplom ukończenia studiów magisterskich będę odbierał z rok samego prezydenta Columbia University to kazałbym mu się puknąć w głowę, i to mocno :). Aplikując na studia w Nowym Jorku nie byłem pewny czy ja się wygłupiam z moją aplikacją, czy rzeczywiście jest szansa na dostanie się. Okazało się, że się da. 

Teraz znajduje się w takim momencie mojego życia, iż postanawiam aplikować o studia MBA na Harvardzie. Chcę spróbować dostać się na program '2+2', o którym już pisałem we wcześniejszych postach (Wizyta na Kampusie HBS, ShowCase, MBA 2+2 Program). Miałem dużo czasu na przemyślenia. Podczas wizyty na kampusie i ujrzeniu jak wygląda nauka na HBS uznałem, że trzeba przynajmniej spróbować. Za osobisty sukces uważam to, iż teraz realnie wierzę w to, iż mogę się dostać na Harvard. Moje dotychczasowe osiągnięcia sprawiają, iż moja aplikacja może prezentować się naprawdę dobrze i wyróżniać się, nawet, wśród aplikujących na Harvard. 10 kwietnia 2018 roku mija ostatni termin, w którym mogę aplikować na program '2+2'. Mam ponad 2 miesiące, aby się do tego dobrze przygotować. 

Do aplikowania na Harvard potrzeba następujących rzeczy:
  • dyplom ukończenia uczelni (I stopnia "undergraduate" lub II stopnia "graduate") oraz wykaz ocen z poszczególnych przedmiotów,
  • wyniki egzaminu GMAT (Graduate Management Admission Test) lub GRE (Graduate Record Examination),
  • Esej, w którym należy odpowiedzieć na otwarte pytanie (bez limitu słów): 
As we review your application, what more would you like us to know as 
we consider your candidacy for the Harvard Business School MBA program?
  • dwa listy rekomendacyjne,
  • resume,
  • opłata administracyjna - $100.
Jeśli aplikacja przejdzie wstępne "sito" to HBS zaprasza wybranych kandydatów na 30-minutową rozmowę. Po takiej rozmowie aplikant ma 24 godziny na napisanie tzw. "feedback'u", czyli opinii na temat przeprowadzonej rozmowy. 30 maja to data, w którym to radosna informacja o dostaniu się na studia MBA na Harvardzie może stać się faktem. W tym roku wskaźnik przyjęć wyniósł 11%.

Plan na kolejne dwa miesiące to zdać egzamin GMAT z bardzo dobrym wynikiem, napisać esej oraz ubiegać się o listy rekomendacyjne. Sporo, biorąc pod uwagę, że cały czas trzeba chodzić do pracy. Mieszkanie blisko uczelni wyjdzie mi na plus, ponieważ to tam głównie będę się uczył. Zapowiadają się dwa bardzo intensywne miesiące, ale kto powiedział, że będzie łatwo.

Do tej aplikacji podchodzę bardzo poważnie, ale też w przypadku niepowodzenia nie zamierzam się załamywać. Studia I i II stopnia już za mną i dalsze studia będą miłym dodatkiem. Tak jak dwa lata temu znajdowałem przyjemność w samym aplikowaniu na studia w Stanach, tak teraz uważam, że przez samo wysłanie aplikacji dużo się nauczę. Jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział:

Enjoy the Process and Stop Worrying About the Outcome!

Dlatego o tym piszę na blogu, aby ten pomysł nie upadł w jego początkowej fazie. Pytania znajomych czy rodziny typu: "i jak idzie aplikacja?", "no uczysz się już?" traktuje motywująco, dlatego podczas rozmów telefonicznych, czy to na skypie proszę zadawać je, żebym się nie rozleniwiał!

A teraz czas usiąść do nauki i uwierzyć, że się da. Aby z Columbia Dream mógłbym utworzyć kontynuację, czyli Harvard Dream!

Źródło: poetsandquants.com

niedziela, 21 stycznia 2018

Rekrutacja i studia | Polska vs. Stany Zjednoczone | część II

Porównanie obu systemów edukacji jaki tutaj prezentuje to wyszła bardziej lista rzeczy, które powinniśmy zmienić dla dobra przyszłych studentów w naszym kraju. Swego czasu, zrobiłem taką listę, którą chciałem w jakiś sposób wykorzystać. Nigdzie tego nie wysłałem, tak więc zaprezentuje kilka pozycji z tej listy "Pomysły na zmiany". Niektóre z nich wydadzą się kosmetyczne, ale za to łatwe do wprowadzenia i ułatwiające studiowanie. Inne zaś dotyczą zmian w rekrutacji, finansowania instytucji uczelnianych i tutaj zmiany są, niestety, dużo cięższe do wprowadzenia.


E-mail

Obecnie na PG (Politechnika Gdańska) adres email wygląda następująco login@student.pg.gda.pl.  I tu zacznijmy od samego adresu, który jest a) niesamowicie długi, b) nie ma końcówki .edu (jak to jest prawie na całym świecie). Dlaczego nie można tego uprościć do login@pg.edu ?

Poczta elektroniczna na PG jest zbudowana na wewnętrznym systemie uczelnianym i dosłownie nikt (!) z niego nie korzysta. Sami profesorowie używali swoich prywatnych kont, a na potrzebę różnych przedmiotów powstawały osobne konta (np. angielski.grupa5b@gmail.com) gdzie prowadzący przesyłali wszelkie materiały. Ogólnej bazy danych adresów też nie było i znalezienie adresu  email profesora nie było łatwym zadaniem. Poza tym szansa na to, iż profesor zagląda do tej skrzynki ,częściej niż raz na rok, też była niska. 

W UPC w Barcelonie adres to login@upc.edu, a na Columbii login@columbia.edu. Wszędzie następuje ujednolicenie tych adresów i powinniśmy za tym podążać. Na Columbii mail oparty jest na Gmailu. Jest to duże ułatwienie dla każdego, ponieważ konfiguracja tej poczty na każdym telefonie jest dziecinnie prosta. W dodatku mamy automatycznie zaktualizowaną bazę email, gdzie wpisując imię lub nazwisko osoby, wyskakują nam adresy email osób, których szukamy. Nie musimy ich znać, wprowadzone są już wcześniej w bazę danych. I tak możemy skontaktować się z każdą osobą na uczelni. Co więcej, razem z pocztą dostajemy w pakiecie wszystkie udogodnienia Gmaila, czyli kalendarz, dysk, arkusze, dokumenty itd. Wszystko mamy w jednym miejscu co ułatwia koomunikację oraz pracę grupowe ze studentami i profesorami. 

O tym już kiedyś pisałem, że na uczelni mamy tutaj jedną osobę z administracji, która odpowiada za wszystkie maile wychodzące z mojego departamentu. Ta osoba informuje o wszelkich wymogach uczelni, dokumentach do złożenia, spotkaniach wydziałowych, happy hours, seminariach, dodatkowych wykładach i innych. Wszystko o czym powinniśmy wiedzieć oraz/lub co się dzieje na uczelni dowiemy się z wiadomości e-mail. Wiadomości przychodzą codziennie, dlatego też każdy śledzi pocztę na bieżąco. I to właśnie była ta kosmetyczna zmiana, ale jakże ułatwiająca życie każdego studenta. 

Biblioteka

W czasie moich 5 lat studiowania nastał boom budowlany na Politechnice Gdańskiej. W tym czasie trzy nowe budynki zostały wybudowane. Plotka głosi, iż dużą dotacją do tych inwestycji, były opłaty studentów, którzy "uwalili" egzaminy czy to z mechaniki budowli, wytrzymałości materiałów, konstrukcji stalowych, betonowych, budownictwa przemysłowego, fizyki  czy matematyki. 200-300 studentów po 1000 zł każdy za każdy przedmiot... A to tylko mój wydział :) Przypadek?

Ale o co właściwie mi chodzi w tym momencie? O to, iż nawet nikomu do głowy nie przyszło wybudowanie dużej biblioteki z prawdziwego zdarzenia na terenie kampusu. Gdzie nie byłem, czy to w Barcelonie, na Yale, Columbii, Cambridge, Harvard, UConn, MIT, wszędzie głównym budynkiem jest BIBLIOTEKA! To tam studenci przychodzą i się uczą, spotykają się na grupowe projekty itp. To tam tętni życie pomiędzy zajęciami, po zajęciach, w weekendy. Takiego budynku na PG brak. Ktoś powie, 'no przecież w każdym budynku masz wydziałową bibliotekę!'. Poniżej przedstawiam godziny otwarcia tychże bibliotek.

Nic nie uciąłem, niedzieli brak.
Po przeczytaniu poprzedniego posta o ilości zajęć na uczelni i o ich godzinach, wychodzi na to, że czas na naukę byłby idealny w weekend, co nie? Nie, bo biblioteka jest albo zamknięta albo jest czynna do godziny 15. O tej godzinie to większość studentów wstaje po imprezie w Kwadratowej, Parlamencie czy Sopocie. 

A gdyby tak wybudować bibliotekę główną, gdzie na kilku piętrach byłyby miejsca do nauki, podzielone na te: o absolutnej ciszy, z możliwością jedzenia i picia, z możliwością rozmowy. Dodatkowo z pokojami do nauki grupowej. Z kawiarnią na samym dole, aby po godzinach nauki mieć zawsze kawę lub herbatę do wypicia. Czynna do późnych godzin nocnych, a w czasie sesji 24/7. Czy życie studenta nie było by wtedy lepsze? To w końcu uczelnia jest dla studenta, a nie student dla uczelni. 

Bibliotekę główną na Columbia University opisywałem już w osobnym poście. (LINK)

Butler Library - Columbia University

Universitat Politècnica de Catalunya Library

Biblioteka Politechniki Gdańskiej, a raczej jej brak.
Ograniczenie liczby studentów

Od dłuższego czasu trwa dyskusja w Polsce na temat liczby studentów. Słychać głosy, że mamy ich za dużo i psujemy tym rynek pracy, gdzie brak nam, nie magistrów, a specjalistów. Przez to, iż tych studentów mamy tak dużo, to wymagania żeby się na nie dostać nie są zbyt wygórowane, pracę znaleźć jest za to ekstremalnie ciężko. Jak już znajdziesz pracę to nie spodziewaj się przez pierwsze lata pensji wyższej niż pani na kasie w Biedronce. 

Na budownictwie co roku przyjmowanych jest ponad 500(!) osób. Pięć-set! Co roku na rynku pojawia się około. 250 inżynierów i to tylko z Politechniki Gdańskiej. Na UPC na I stopniu studiów było nas 100 osób. Na Barcelonę, która ma przybliżoną liczbę mieszkańców co Warszawa! Na Columbii, na studiach magisterskich jest nas ok. 50. Jest jeszcze NYU i parę mniejszych uczelni, ale nadal liczba inżynierów i magistrów budownictwa jest bardzo mała liczba jak na tak ogromną metropolię. 

Nie mam dokładnej wiedzy jak wygląda finansowanie naszych uczelni, ale podejrzewam, iż jest ono uzależnione od liczby studentów. Czym więcej studentów, tym więcej środków. A powinno być zupełnie inaczej. Gdyby udało się zachować takie same środki finansowe, a ograniczyć liczbę studentów, to byłby to wielki krok naprzód. 

Dlaczego, na "zachodzie", firmy biją się o najlepszych studentów, a miejsca pracy oraz wysokie pensje na nich czekają już na starcie? Mniejsza liczba dostępnych pracowników na rynku równa się wyższym wynagrodzeniom. Gdyby ograniczyć liczbę studentów do 50-100, to z renomą PG w regionie, ci studenci byliby rozchwytywani przez trójmiejskie firmy. 

Integracja ze studentami międzynarodowymi

W 2013 roku miałem przyjemność pojechać na wymianę studencką ERASMUS do Barcelony. Uczyłem się tam wśród zwykłych studentów z tej uczelni. Nie byłem w żadnej osobnej grupie "tylko dla Erasmus'ów". Dlaczego w Polsce trzymamy ich w osobności? Mają oni zajęcia z polskim studentami, tylko tymi, którzy całe studia robią po angielsku. Jeżeli obowiązkiem studenta jest znajomość języka angielskiego na poziomie komunikatywnym, to czemu nie uczyć przynajmniej jednego przedmiotu w tym języku, razem ze studentami międzynarodowymi? My poznalibyśmy ich lepiej, oni nas, i integracja przebiegałaby by sprawniej. Powinniśmy bardziej wystawiać się na kontakt z obcokrajowcami. Z roku na rok jest ich w naszym kraju coraz więcej i myślę, że wiele dobrego mogliby wnieść w naszą kulturę. Powinniśmy się otwierać na inne narody, tak jak inna narody otwierają się na nas, szczególnie w kręgach akademickich. 

czwartek, 18 stycznia 2018

Rekrutacja i studia | Polska vs. Stany Zjednoczone | część I

Podczas mojego pobytu w Polsce często dyskutowałem z moimi znajomymi na temat systemu edukacji w Polsce, o jego plusach i minusach. Zaletą tego, że miałem okazję studiować w Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych jest to, iż mam porównanie i wyraźniej widzę jakie błędy popełniane są u nas w kraju. Nie bez powodu nasze uczelnie otwierają czwartą setkę najlepszych uczelni na świecie, a te na zachodzie czy w USA są w Top 50. Wiele osób pytało mnie również jak się odnajduje wśród studentów, jaki jest poziom, jak "ciężko" mi jest? Postanowiłem więc, że opiszę nieco moje spostrzeżenia na temat różnic w rekrutacji i w samym studiowaniu w Polsce i w Stanach Zjednoczonych.


Kiedy rozważa się składanie aplikacji na najbardziej prestiżowe uczelnie na świecie to zawsze pojawia się to pytanie w głowie: czy ja się tam nadaje, czy moje osiągnięcie w ogóle coś tam znaczą? Pamiętam, jak dziś, jak wahałem się przez tygodnie czy jest w ogóle sens inwestowania pieniędzy w egzaminy, aplikacje itp. Nieraz byłem za aplikowaniem, a były dni kiedy kompletnie brakowało mi wiary w siebie. Na Columbia University wskaźnik przyjęć na studia to 4.8%. Selekcja jest naprawdę ostra i dostają się tylko najlepsi, ale to nie znaczy, że wszyscy są geniuszami w swoich dziedzinach. Na uczelni jest 31 tysięcy studentów i nie ma takiej możliwości, żeby wszyscy byli prymusami. Za to, na pewno, są osobami ambitnymi i o szerokich zainteresowaniach. W Polsce przy rekrutacji na studia poza wynikami z matury nie liczy się prawie nic innego. To, że w liceum poza szkołą ktoś rozwijał się w sporcie czy grał na instrumencie, czy pracował społecznie, czy nawet założył własną firmę, nie ma u nas żadnego znaczenia. I to, czy w ogóle mamy jakikolwiek pomysł na to, po co chcemy iść na wybraną uczelnię, też nie ma znaczenia. 

Popatrzmy teraz na tzw. "ludzi sukcesu". Rzadko kiedy mamy do czynienia z osobą, która jest geniuszem w swojej dziedzinie. Oczywiście jest to osoba bardzo mądra, inteligenta, ale też dodatkowo mega ambitna, zdecydowana, pewna siebie i dążąca do celu. I takich ludzi powinniśmy szukać i rekrutować na studia wyższe. U mnie na I roku studiów mieliśmy studentów ze 100% wynikami z matur, którzy nie mogli przejść na drugi semestr. A z drugiej strony mieliśmy studentów ze średnimi wynikami, którzy sobie bardzo dobrze radzili. Nasuwa się więc wniosek, iż sama wiedza nie decyduje o tym, kto będzie dobrym studentem.

W Polsce mamy ponad milion trzysta tysięcy studentów (!). 99% z nich pójdzie szukać pracy na rynku, gdzie poza wiedzą, trzeba też umiejętności miękkich, komunikacji, pracy w stresie, wielozadaniowości. Trzeba być po prostu "ogarniętym".  Ten 1 % zostanie na uczelni, i to właśnie powinni być ci studenci, którzy są geniuszami w swoich dziedzinach. 

Wspomniane 99% procent studentów w czasie studiów powinno mieć wszystko dostępne po to, aby móc dalej się rozwijać. Powinno mieć czas na zajęcia dodatkowe, na koła naukowe, na swój własny rozwój. Bo student, który ma 35h zajęć tygodniowo, od godziny 7 rano do 21 wieczorem, poza nauką nie ma na nic czasu. Uprawianie sportu w czasie studiów jest heroizmem, a nie przyjemnością i spełnianiem się. A to sport właśnie wyrabia u człowieka zawziętość, zdrową rywalizację, konsekwencję, wytrwałość itd.

I tutaj dochodzimy do momentu, w którym mogę wyjaśnić, jak to wygląda w Stanach i dlaczego powinniśmy z tego czerpać garściami. No to jak to w końcu jest tam w 'ju-es-ej'?

Zacznijmy od rekrutacji, gdzie za zadanie mamy napisać esej na temat "po co właściwie chcesz iść do nas na uczelnię". Wydaje się błahym pytaniem, ale jednak zmusza do przemyślenia swoich planów życiowych już na fazie wstępnej. Należy przecież coś sensownego napisać, co nie? Co chciałbyś osiągnąć poprzez studiowanie na uczelni X. Jakie masz plany po? Oczywiście, nie musi się to wszystko tak potoczyć jak napisałeś/aś, ale daje to już jakiś punkt odniesienia. Gwarantuje, że taki wymóg napisania eseju ograniczyłby liczbę aplikujących o kilkanaście procent. Ile to macie/mieliście znajomych, co na pytanie "co będziesz robił po studiach, lub, po co idziesz na te studia?", odpowiadają "nie wiem"? Nie wiedzieli, bo idąc na uczelnię nawet nie pomyśleli dobrze nad tym co chcą robić, a poszli "bo wszyscy idą".

Jak już dostaliśmy się na studia to czeka nas konfrontacja z planem zajęć. Liczba godzin dochodzi do 35h w tygodniu, porozbijanych "okienkami". Wychodzi na to, iż na uczelni spędzamy cały dzień, od godziny 7 do 21. Dla przykładu podaje poniżej plan zajęć z tego roku akademickiego. Studenci studiów magisterskich o specjalizacji Konstrukcje Betonowe mają w czwartki na 7 i mają 12 zajęć(!) z rzędu. Z uczelni wychodzą po 14(!) godzinach z mózgiem tak sfilcowanym, że trzeba dzwonić po rodziców, bo już nie wiedzą jak do domu trafić... :) Oczywiście przesadzam, ale jak można przyswajać wiedzę w taki sposób? Jak można się odpowiednio przygotować do każdych zajęć? Kiedy odrobić pracę domową? Kiedy zrobić "cokolwiek" innego? Pytania pozostawiam bez odpowiedzi..

Tak wiem, że inne grupy mają w tym czasie więcej wolnego, ale za to inne dni wyglądają podobnie.

Na Columbii jedne zajęcia trwają 3 godziny i często są powadzone przez więcej niż jednego prowadzącego. Najwcześniej przychodzi się na 8.30 (I stopień) i 10.00 (II stopień), a liczba zajęć wynosi ok. 20h tygodniowo.  Dużo czasu pozostaje na pracę własną, naukę i rozwijanie swoich pomysłów. Projekty i prace grupowe nie mają sztywno ustawionej tematyki, schematu czy wymagań. Liczy się kreatywność. Tak samo miałem z tematem mojej pracy magisterskiej. Nigdzie nie wisiała lista z tematami pracy. Wszystko należy samemu zrobić (z lekką pomocą promotora) i o tym jak trudne jest to zadanie przekonałem się na własnej skórze w tym roku. W Stanach dużo większa jest swoboda w nauce, ale też tylko i wyłącznie od Ciebie zależy ile się nauczysz. 

Podam przykład. Pisanie esejów czy referatów na jakikolwiek temat na politechnikach należy do rzadkości. W czasie inżynierki napisałem ich może z pięć łącznie. W czasie jednego roku na Columbii napisałem ich ok. 15. Każdy teki esej wymaga pójścia do biblioteki, spędzenia paru godzin na zgłębieniu wiedzy na dany temat i na końcu napisaniu o tym pracy. W czasie research'u dowiadujemy się 3x tyle ile tak naprawdę mamy do napisania w naszej pracy. Ale co przeczytane to nasze :). Z początku niechętnie podchodziłem do pisania esejów, ale zobaczyłem po czasie, jak efektywna jest to nauka.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Koniec części I. 

niedziela, 14 stycznia 2018

Nowy Rok, Nowy Ja, Stary Nowy Jork

Ostatnie tygodnie nie byłem zbyt aktywny. Musiałem odpocząć od wszystkiego i spędzić trochę czasu z rodziną i znajomymi. Dobrze mi zrobił pobyt w kraju. Baterie zostały naładowane i czas wziąć się do roboty, aby rok 2018 był jeszcze lepszy od poprzedniego.

Rok 2017 był niesamowity pod wieloma względami. Udało mi się osiągnąć cel główny mojego wyjazdu do USA, czyli ukończenie studiów magisterskich. w poprzednim tygodniu otrzymałem ostatnią ocenę, za pracę magisterską. Udało mi się otrzymać A i zakończyć studia ze średnią 3.734 (skala 1-4), co uważam za świetny wynik. 

Pod względem podróżniczym był to mój najlepszy rok. Tylko w ostatnich 12 miesiącach udało mi się dwukrotnie odwiedzić zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych (San Diego, Seattle) , trzykrotnie odwiedziłem Europę (Anglia,  2x Polska) i do tego dochodziły wycieczki do Waszyngtonu, Bostonu, New Haven, Filadelfii i Chicago. W 2018 roku życzyłbym sobie takiej samej ilości wyjazdów. 

Teraz zaczynam nowy okres w moim życiu. Skończyłem już studia na Columbia University i czas zacząć prawdziwą pracę. Od poniedziałku zaczynam pracę na cały etat w firmie WSP, gdzie już wcześniej spędziłem 6 miesięcy odbywając praktyki wiosenne i wakacyjne. Poznałem tam mnóstwo wspaniałych ludzi i z radością wracam do tego biura, gdzie większość ludzi już znam.

Nowy rok to również zmiana mieszkania. Nie wprowadziłem się daleko od kampusu. Tak naprawdę, to przeniosłem się jeszcze bliżej uczelni, niż byłem wcześniej. A mieszkałem przecież na kampusie. Teraz moje mieszkanie jest vis-a-vis bramy wjazdowej na uczelnię. To mieszkanie wynająłem jedynie do sierpnia, ponieważ jest to podnajem od innego studenta mojej uczelni, który na ten czas leci do Włoch na praktyki. Na Columbii jest możliwość wynajmu w wewnętrznym systemie uczelni, do którego maja dostęp jedynie studenci i absolwenci. Nie potrzeba wtedy do wynajmu ani żadnych wyciągów z konta, ani dużej kaucji, ani zdolności kredytowej. Mieszkanie to pokój + łazienka  + salon z aneksem kuchennym. Zdjęcia poniżej.