wtorek, 3 lipca 2018

Mundial - Polska vs. Kolumbia (Część III)

Dzień meczowy rozpoczęliśmy od zwiedzania. Początek meczu był o godzinie 21, dlatego też mieliśmy sporo czasu na poznanie Kazania. Po mieście staraliśmy się poruszać autobusami, które wyglądem przypominały stare "Jelcze", które kiedyś u nas jeździły po miastach (może jeszcze jeżdżą). Niestety przy 30+ stopniach te autobusy to tzw. puszki. Nie ma klimatyzacji i ukrop jest w nich straszny. W Kazaniu w każdym autobusie bilety opłacamy u pani biletowej. W większość przypadków była to starsza pani, z którą nie chcielibyście zadzierać. Przeszywała wzrokiem i zanim jeszcze znaleźliśmy miejsce do siedzenia, to już była gotowa przyjąć gotówkę za bilety. Przejazd autobusem kosztuje całe 25 RUB (1 PLN = 17 RUB). 

Największą atrakcją Kazania i całego regionu, czyli Tatarstanu, jest Kreml Kazański. Jest to historyczna cytadela, na której znajduje się przepiękny meczet Kul Szarif. Cały kompleks został niedawno wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Poza zwiedzaniem Kremlu, porobiliśmy sobie masę fotek z kibicami z całego świata. W jednym miejscu mieliśmy Polaków, Meksykanów, Brazylijczyków, Japończyków i oczywiście Kolumbijczyków. 

Kreml Kazański

Pod Kremlem zorganizowany był transport na Kazan Arena. Co minutę odjeżdżał nasz "Jelcz" zabierając rozśpiewaną grupę fanów. Niestety Kolumbijczycy stanowili większość i tutaj i musieliśmy słuchać ich przyśpiewek. Mieliśmy małą siłę rażenia :) 

W porównaniu z Mistrzostwami we Francji to Rosja miała dużo bardziej skrupulatne procedury bezpieczeństwa. Zaczynając od lotnisk i metra, gdzie jeszcze przed wejściem mieliśmy prześwietlane bagaże i torby. Na stadionie każdy był dokładnie sprawdzany, nawet nasze flagi były dokładnie przeglądane, czy nie zawierają jakichś obraźliwych haseł i czy nie są czasem zbyt duże. 

Z kibicami Kolumbii z Kazan Arena w tle.
I w końcu dotarliśmy na stadion. Już na miejscu zorientowaliśmy się, że ten nasz "polski" sektor nie jest jednak taki polski. Przed nami Rosjanie, za nami i po bokach wszędzie Kolumbijczycy. W czasie jak stadion zaczął się zapełniać było widać jak duża liczba fanów z Kolumbii przybyła na mecz. Przed meczem standardowo odśpiewaliśmy "Bałkanicę" i Hymn Polski i rozpoczęliśmy widowisko. 

Każdy kto widział mecz, wie co tam się stało. Takiego "piachu" to nie graliśmy dawno. Przez pierwsze 15 minut jeszcze coś tam nam się chciało i staraliśmy się grać. Ale mogło to też wynikać z tego, że Kolumbijczycy chcieli wyczekać nas i sprawdzić na co nas stać. Po 15 min zobaczyli, że my to grać nie potrafimy i ruszyli do przodu. Z bólem się na to wszystko patrzyło. Każde nasze przyjęcie piłki było strasznie toporne, piłka odskakiwała na 5m, podania wszystkie były do nikogo, na tak zwane "alibi". To wszystko musiało się skończyć przegraną i tak też się stało. Trzy bramki to i tak mały wymiar kary. Zasługiwaliśmy na większą przegraną...


Po meczu wymieniliśmy się szalikami z kibicami Kolumbii.
Po meczu wszyscy udaliśmy na miasto by a) pożegnać się z mundialem przy złotym trunku oraz b) aby pogratulować i zobaczyć jak bawi się Kolumbia. Fiesta trwała do białego rana. Tak też się zakończyła nasz przygoda na tym mundialu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz