poniedziałek, 30 lipca 2018

City break in MYRTLE BEACH | Helikopter za $40!



Już od jakiegoś czasu czułem, że męczy mnie już Nowy Jork, jako miasto ciągłego ruchu, hałasu, spalin, brudu. Ostatnie tygodnie pracowałem po 12h na dzień oraz w soboty i pomyślałem, że muszę się wyrwać z tego miejsca choć na trochę. Mój znajomy ze Słupska, Sebastian, wybrał się z programu Work & Travel do pracy jako ratownik do Myrtle Beach. Poprzedni weekend był idealnym momentem dla mnie, aby go odwiedzić i zobaczyć Myrle Beach w Południowej Karolinie. Podczas całego mojego pobytu w Stanach, większość czasu spędzam w dużych miastach, wśród ludzi z całego świata. Myrtle Beach ma jedynie 30 tysięcy mieszkańców i jest bardziej "lokalne". Byłem ciekaw jak żyją zwykli Amerykanie na "prowincji". 

Zdjęcie w koszulkach ratowniczych musiało być!

Lot z Nowego Jorku trwa jedynie 1 h 25 min, a koszt w dwie strony zamyka się w granicach $125 (Spirit Airline). Po wyjściu z lotniska od razu zauważyłem czym się różni to miasto od Nowego Jorku - ujrzałem dosłownie wszędzie ogromne pickup'y na wysokim zawieszeniu. Każdy chyba tam ma taki, bo mniejszych czy też elektrycznych samochodów to tam nie ujrzałem. 

W tych dużych samochodach, duzi to byli również ludzie :) Co trzeci mieszkaniec Południowej Karoliny jest otyły i to jest widoczne. Tak dużych ludzi to jeszcze nie widziałem. Teraz te ogromne samochody mają rację bytu. 

To co jest widoczne po wyjeździe z Nowego Jorku, dosłownie, w każdym możliwych kierunku to różnica cen produktów i usług. Dam parę przykładów (pogrubione ceny dla NYC): 

  • Uber (25 min przejazdu) $6-$10 ($40-$70)
  • Śniadanie $4-$7 ($8-$15)
  • Fast food (zestaw) $5.25 ($9-$12)
  • Koktajl na barze $4 ($12-$15)
  • Piwo na barze $2-3 ($8-$10)
Nie żebym tylko przyjechał tam, jadł fast foody i pił piwo, ale różnice w cenach tych produktów zapadły mi w pamięć. Co do ceny fast fooda to byłem w szoku. Razem z Sebastianem wybraliśmy się do sieci COOK OUT. Zestaw - podwójny cheesburger, chicken wrap, frytki i litrowa Coca-Cola - dosłownie kosztował $5.25! Jest to cena posiekanej sałatki lodowej w Whole Foods w Nowym Jorku :) I się dziwicie czemu Amerykanie tyle jedzą fast food'a? Jest to najtańsza opcja w całych Stanach. Na szczęście w Polsce cena tego jedzenia nie spadła tak nisko i dalej normalny posiłek jest tańszy od burgera z frytkami.



Podczas spacerowania po Myrtle Beach, ujrzałem reklamę: Lot helikopterem za $20!. Długo nie myśląc, od razu udaliśmy się na miejsce gdzie możemy polatać za taką cenę. Oczywiście musiał być jakiś haczyć w takiej cenie, a my łyknęliśmy tę ofertę jak młode pelikany. Można było lecieć za $20, ale lot trwał 3 minuty i był to lot dookoła heliportu... Ale już za $40 można było przelecieć nad wybrzeżem. No to hop!


Jak widać na zdjęciu to helikopter był naprawdę kompaktowy. Mieściliśmy się jedynie my oraz pilot. To zdjęcie wstawiliśmy na Facebook z podpisem Homecoming #Poland , aby wkręcić znajomych, że lecimy z Myrtle Beach do Polski.....helikopterem :) No jedna osoba się nawet nabrała i zapytała o co chodzi. No nie, to jeszcze nie takie czasy, aby latać do kraju prywatnym helikopterem czy samolotem.



Reszta pobytu to plaża, plaża i jeszcze raz piwo :) Polecam!

piątek, 27 lipca 2018

PUBLIKACJA

I w końcu publikacja ujrzała światło dzienne. Mój artykuł jest narazie dostępny jedynie online, ponieważ zostanie wydrukowany w następnym numerze magazynu Transportation Infrastructure Geotechnology. Co ciekawe na stronie wydawnictwa Springer ta publikacje jest dostępna w cenie aż $39.95. No wiadomo, że za specjalistyczną wiedzę się płaci co nie? :) Nie myślcie, że cokolwiek trafia na moje konto. Na ten moment nie otrzymałem nawet papierowej wersji mojej własnej publikacji, a jedynie wersję elektroniczną w PDF. Dla tych co są ciekawi czego dotyczy moja publikacja, podaję link: LINK (dostęp ograniczony czasowo).

Poza mną współtwórcami publikacji są professor Hoe I. Ling, mój opiekun naukowy, oraz Dr. Liming Li, który uczestniczył w badaniach na wirówce geotechnicznej w laboratorium Carleton Lab. 


czwartek, 12 lipca 2018

Pierwsza PUBLIKACJA na koncie!

Zasoby naukowe tego świata powiększyły się właśnie o jedną pozycję sygnowaną moim imieniem i nazwiskiem! Po 4 miesiącach ciężkiej pracy w laboratorium oraz 7 miesiącach poprawek i edycji w końcu ktoś docenił wartość merytoryczną mojej pracy magisterskiej i zdecydował się na publikację. Moja praca o tytule Failure mechanisms of shallow tunnel in sandy ground zostanie wkrótce opublikowana w magazynie Transportation Infrastructure Geotechnology. 

To tutaj spędziłem ostatnie 4 miesiące na Columbia University.
Teraz dopero widzę, ile pracy trzeba włożyć, aby praca naukowa zostałą opublikowana. Zabiera to niesamowicie dużo pracy i wysiłku. Od oddania pracy w grudniu 2017 minęło przecież tak dużo czasu, który spędziłem na edycji stricte pod publikację. Zaraz po publikacji zamierzam wykupić parę kopii, aby zachować na pamiątkę, oraz aby pokazać tym, którzy pomogli mi w realizacji moich badań. 

Dobra, teraz proszę cytować moją pracę! :) 

piątek, 6 lipca 2018

Mundial - Czas powrotu (Część IV)

Ostatniego dnia postanowiliśmy jeszcze odwiedzić jedno miejsce w Kazaniu, a mianowicie Park Wodny. Każdy kto odwiedza Kazań, powinien odwiedzić ten obiekt. Jest "napakowany" atrakcjami, zjeżdżalniami, dzikimi rzekami, ale takimi bardziej ekstremalnymi i o większych przeciążeniach. Dla mnie największą atrakcją był surfing. To jak to wyglądało pokazuję na poniższym filmiku.


Prosto z parku wodnego udaliśmy się taksówką na lotnisko. I wtedy dowiedzieliśmy się jak zostaliśmy oszukani na opłacie za przejazd za pierwszym razem. Oczywiście popełniliśmy błąd jeszcze przed przylotem, nie sprawdzając ile kosztuje taki przejazd i 20.000 RUB wydało nam się dobrą ceną. Teraz, jadąc niemal dwukrotnie większą odległość zapłaciliśmy 575 RUB. Nauczka na przyszłość :)

Nasz powrót był nieco bardziej skomplikowany niż przylot. Czekała nas 30-godzinna przygoda z 8-godzinną zmianą czasu. W ciągu tego czasu zdążyliśmy 'zwiedzić' łącznie 5 krajów. Zawsze taniej kupuje się bilety w dwie strony, dlatego też musieliśmy tam skąd przylecieliśmy do Kazania, czyli do Dubaju. Tam mieliśmy już lot do Kuwejtu. USA nie ufa liniom z Kuwejtu i przy locie do Nowego Jorku czekały na nas co najmniej 3 kontrole wizowe/bagażowe. Dodatkowo czekał nas 'przystanek techniczny' w Irlandii. Musieliśmy, dosłownie, wyjść z samolotu, przejść kontrolę bezpieczeństwa i wrócić do tego samego samolotu, aby kontynuować podróż. Na szczęście, w czasie oczekiwania na innych pasażerów, udało nam się napić Irish Coffee oraz obejrzeć mecz Meksyk - Szwecja. I po tym wszystkim już przed nami był tylko lot na lotnisko JFL w Nowym Jorku. 


I tak zakończyła się moja przygoda z Mistrzostwami Świata! Z niecierpliwością oczekuje na kolejne, które odbędą się w Katarze. Dubaj oraz cała kultura arabska wywarła na mnie niesamowite wrażenie i z chęcią wybiorę się jeszcze raz w ten rejon świata. 


wtorek, 3 lipca 2018

Mundial - Polska vs. Kolumbia (Część III)

Dzień meczowy rozpoczęliśmy od zwiedzania. Początek meczu był o godzinie 21, dlatego też mieliśmy sporo czasu na poznanie Kazania. Po mieście staraliśmy się poruszać autobusami, które wyglądem przypominały stare "Jelcze", które kiedyś u nas jeździły po miastach (może jeszcze jeżdżą). Niestety przy 30+ stopniach te autobusy to tzw. puszki. Nie ma klimatyzacji i ukrop jest w nich straszny. W Kazaniu w każdym autobusie bilety opłacamy u pani biletowej. W większość przypadków była to starsza pani, z którą nie chcielibyście zadzierać. Przeszywała wzrokiem i zanim jeszcze znaleźliśmy miejsce do siedzenia, to już była gotowa przyjąć gotówkę za bilety. Przejazd autobusem kosztuje całe 25 RUB (1 PLN = 17 RUB). 

Największą atrakcją Kazania i całego regionu, czyli Tatarstanu, jest Kreml Kazański. Jest to historyczna cytadela, na której znajduje się przepiękny meczet Kul Szarif. Cały kompleks został niedawno wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Poza zwiedzaniem Kremlu, porobiliśmy sobie masę fotek z kibicami z całego świata. W jednym miejscu mieliśmy Polaków, Meksykanów, Brazylijczyków, Japończyków i oczywiście Kolumbijczyków. 

Kreml Kazański

Pod Kremlem zorganizowany był transport na Kazan Arena. Co minutę odjeżdżał nasz "Jelcz" zabierając rozśpiewaną grupę fanów. Niestety Kolumbijczycy stanowili większość i tutaj i musieliśmy słuchać ich przyśpiewek. Mieliśmy małą siłę rażenia :) 

W porównaniu z Mistrzostwami we Francji to Rosja miała dużo bardziej skrupulatne procedury bezpieczeństwa. Zaczynając od lotnisk i metra, gdzie jeszcze przed wejściem mieliśmy prześwietlane bagaże i torby. Na stadionie każdy był dokładnie sprawdzany, nawet nasze flagi były dokładnie przeglądane, czy nie zawierają jakichś obraźliwych haseł i czy nie są czasem zbyt duże. 

Z kibicami Kolumbii z Kazan Arena w tle.
I w końcu dotarliśmy na stadion. Już na miejscu zorientowaliśmy się, że ten nasz "polski" sektor nie jest jednak taki polski. Przed nami Rosjanie, za nami i po bokach wszędzie Kolumbijczycy. W czasie jak stadion zaczął się zapełniać było widać jak duża liczba fanów z Kolumbii przybyła na mecz. Przed meczem standardowo odśpiewaliśmy "Bałkanicę" i Hymn Polski i rozpoczęliśmy widowisko. 

Każdy kto widział mecz, wie co tam się stało. Takiego "piachu" to nie graliśmy dawno. Przez pierwsze 15 minut jeszcze coś tam nam się chciało i staraliśmy się grać. Ale mogło to też wynikać z tego, że Kolumbijczycy chcieli wyczekać nas i sprawdzić na co nas stać. Po 15 min zobaczyli, że my to grać nie potrafimy i ruszyli do przodu. Z bólem się na to wszystko patrzyło. Każde nasze przyjęcie piłki było strasznie toporne, piłka odskakiwała na 5m, podania wszystkie były do nikogo, na tak zwane "alibi". To wszystko musiało się skończyć przegraną i tak też się stało. Trzy bramki to i tak mały wymiar kary. Zasługiwaliśmy na większą przegraną...


Po meczu wymieniliśmy się szalikami z kibicami Kolumbii.
Po meczu wszyscy udaliśmy na miasto by a) pożegnać się z mundialem przy złotym trunku oraz b) aby pogratulować i zobaczyć jak bawi się Kolumbia. Fiesta trwała do białego rana. Tak też się zakończyła nasz przygoda na tym mundialu.

niedziela, 1 lipca 2018

Mundial - Dubaj + Kazań (Część II)

Część druga nastąpiła z lekkim opóźnieniem, a to wszystko przez bardzo aktywnie spędzone ostatnie dni wyjazdu. Dodatkowo standard hotelu w Rosji nie był najwyższy i nie pozwalał na znalezienie lobby z dostępem do internetu. 

W ostatni dzień, jaki mieliśmy spędzić w Dubaju, postanowiliśmy odwiedzić historyczną dzielnicę tego miasta - Al Fahidi. Byliśmy ciekawi co poza tymi ultranowoczesnymi i nowymi wieżowcami ma do zaoferowania Dubaj. I tutaj dopiero zobaczyliśmy taką architekturę jaką mogliśmy się spodziewać, gęste zabudowania, ciasne przejścia i wszystko w kolorze piasku. 



Wybraliśmy się łódką na drugą stronę Dubai Creek, gdzie znaleźliśmy lokalne targowisko. Przechodząc tam byliśmy dosłownie napastowani przez lokalnych handlarzy. Każdy chciał nam wcisnąć czy to perfumy (oczywiście oryginał sztuka!), torebki, przyprawy, koszulki i wszystko co mieli pod ręką. Moja dziewczyna za względu na latynoską urodę była dla nich 'Shakira' i wszędzie tak się do niej zwracali. Nie mieliśmy w planach nic specjalnego tam kupować i szybko wróciliśmy do Al-Fahidi, gdzie otwierali już lokal, który upatrzyłem sobie jeszcze przed wyjazdem - Local House. 

Jest to jedno z nielicznych miejsc gdzie można zasmakować mięsa z wielbłąda (w menu była jeszcze zebra, antylopa gnu oraz bawół). Dodatkowo można było zamówić mleczny koktajl z daktylami na bazie mleka z wielbłąda. Ja, jako wielbiciel wszystkiego, zamówiłem oczywiście obie pozycje. Mięso przypomina wołowinę, z tym że jest nieco twardsze. 


Solniczka i pieprzniczka wymiata :)
Nasz pobyt w Dubaju wspominam bardzo pozytywnie. Jest to niesamowite miejsce i polecam każdemu odwiedzić to miasto przyszłości. Kultura tego miejsce jest tak odmienna, że nic nie wydaje się tam normalne, ale za to ciekawe. To jak się ludzie ubierają, to jak się zachowują, jak spędzają wolny czas, to wszystko jest interesujące i warto zobaczenia na własne oczy. To miasto jest niezwykle czyste. Nie znajdziemy nigdzie śmieci na ulicy, ani gum do żucia przyklejonych do chodnika (żucie gumy jest zakazane w Emiratach Arabskich i grozi mandatem).

Kuchnia arabska jest niesamowita, obsługa w barach i restauracjach jest przemiła, a architektura Dubaju jest po prostu z innej planety. Burj Khalifa robi ogromne wrażenie, a już w budowie jest kolejny cud architektury Dubai Creek Tower. Ta wieża, która ma być oddana do użytku w 2020 roku, ma mieć wysokość 928 m i znajdować się będzie jedynie 8 km od Burj Khalifa. Następna wycieczka do Dubaju zatem już w 2020!

 Prosto z miasta ruszyliśmy na lotnisko, gdzie czekał na nas lot do Kazania. Lot trwał 5 godzin, a lecieliśmy liniami FlyDubai. Kiedy słyszy się nazwę linii, ma się w głowie luksusy arabskich linii lotnicznych. Nic z tych rzeczy. Standard FlyDubai jest podobny do, dobrze nam znanego, Ryanaira. Konstruktorzy siedzeń w samolocie zapomnieli, że ludzie mają nogi i przy moim wzroście (187 cm) po 30 minutach siedzenie sprawia ból.  W ciągu 5 godzinnego lotu, w cenie, nie ma wliczonej nawet wody do picia. Koniec końców dolecieliśmy do Kazania cali i zdrowi. Kazań przywitał nas 'chłodem' o temperaturze 30 stopni Celsjusza. Wyjeżdżając z Dubaju mieliśmy nadzieję na lekkie ochłodzenie w Rosji, ale nic się na to nie zanosiło. Przez cały nasz pobyt temperatura nie spadała poniżej 30 stopni.

Mundial w Rosji sprawił, iż ceny hoteli wystrzeliły w skali i osiągały niesamowite wartości na miesiące przed mistrzostwami. Podczas rezerwowania pokoju ciężko było znaleźć jakąkolwiek ofertę poniżej 200$ za pokój/noc. Wyszło na to, iż cenowo zapłaciliśmy podobną cenę za 5* hotel w Dubaju jak i za 1* hotel w Kazaniu. Nasz pokój był na poddaszu, bez klimatyzacji, bez przewiewu przy 45 stopniach w pokoju. Dramat, no ale nie narzekaliśmy bo przyjechaliśmy na trzy dni na mundial, a nie siedzieć w pokoju.

Zgadnijcie, który to ten w Rosji :)
Do Kazania przyjechaliśmy w przeddzień wielkiego meczu Polska - Kolumbia. Od razu po wypakowaniu się, udaliśmy się na Strefę Kibica. Razem zw wszystkimi kibicami obejrzeliśmy porażkę Niemców z Koreą. Już teraz zdaliśmy sobie sprawę, że tych Kolumbijczyków to coś jest tutaj bardzo dużo. Na samej strefie było ich z 5-6 razy więcej od nas. Po meczu Niemców, pomiędzy kibicami Kolumbii i Polski odbył się 'pojedynek' na przyśpiewki. Raz oni, raz my, oni głośno, my jeszcze głośniej, oni salsa, my 'labada'! I na koniec nastąpiła kurtuazyjna wymiana językowa, czyli my zaśpiewaliśmy im 'Hasta Luego, Colombia, Hasta Luego!. W obozie kolumbijskim nastała lekka konsternacja, ale dzięki Google Translate szybko nam odpowiedzieli 'Do widzenia!'




Wszystko oczywiście odbyło się w przyjaznej atmosferze. Porobiliśmy sobie wspólnie wiele zdjęć, wymieniliśmy się wrażeniami z Rosji i udaliśmy się do hoteli, aby być gotowym na główne wydarzenie tego wyjazdu!

Co ciekawe, to było to, iż w Kazaniu jasno już zaczęło się robić w okolicach 2 w nocy. Letnia noc trwa tam od godziny 21.30 do 2 w nocy! Myślałem, że to w Polsce mamy wczesny wschód Słońca bo w okolicach 3.30, a tu niespodzianka. Każda nasza 'noc' kończyła się tutaj już z Słońcem wysoko ponad horyzontem.

Galeria: