W dniach 19-23 kwietnia zostałem zaproszony do Waszyngtonu, gdzie razem z 140 stypendystami z 68 krajów mogłem uczestniczyć w Fulbright Enrichment seminar. Nie wiem czy jest wiele takich okazji, aby w jednym miejscu spotkać ludzi z tylu krajów. Może jedynie na zjazdach ONZ :) To jest właśnie największa siła Fulbrighta. Podczas seminarium mogłem poznać studentów z Mali, Kongo, Mauritiusa, Panamy, Dominikany, Bangladeszu, Kolumbii, Libanu, Afganistanu, Nowej Zelandii czy też RPA. I każda ta osoba ma swoją unikalną historię.
W przeciągu pierwszego roku, każdy stypendysta Fulbrighta zostaje zaproszony na Gateway Seminar, który zoorganizowany jest na początku wyjazdu, oraz na Enrichment Seminar, który odbywa się w trakcie trwania roku akademickiego. W tym roku seminaria odbywały się w San Diego, Atlancie, Nowym Jorku, Dalawere, Houston, Pittsburgh'u i oczywiście w Waszyngtonie. Tematem mojego seminarium był Federalizm w Stanach Zjednoczonych.
Wyjazd do DC jest całkowicie finansowany przez Departament Stanu, dlatego też nie musimy się marwić o przylot, zakwaterowanie, wyżywienie i atrakcje na miejscu. Plan zajęć był wypełniony do maksimum. W ciągu tych kilku dni zdążyliśmy zobaczyć Biały Dom, Kapitol, Mauzoleum Abrahama Lincolna, pomnik Thomasa Jeffersona, Pomnik Weteranów Wojny w Wietnamie, Pomnik Weteranów Wojny w Korei. Dodatkowo do wyboru było zwiedzanie: Sądu Najwyższego (Supreme Court), Newseum, National Museum of American History, National Portrait Gallery. Wszystkie te zabytki ulokowane są w samym centrum DC, a ze względu na to, iż ulokowani byliśmy w hotelu Mariott 500m od Białego Domu, to mogliśmy przejść się do większości z nich.
|
Biały Dom |
|
Kapitol |
|
Pomnik Thomasa Jeffersona |
|
Mauzoleum Abrahama Lincolna |
Poza zajęciami seminarium, zorganizowane zostały również prace społeczne. Podzielono nas na cztery grupy i każdy pojechała w inne miejsce, aby wspomóc lokalną społeczność Waszyngtonu. Ja z moją grupą pojechaliśmy do Crossway Community Center, aby pomóć w budowie ogrodu i posprzątać na terenie szkoły.
|
Jak widać pogoda nam nie sprzyjała.. |
|
..ale za to ekipa była pierwszorzędna! |
W piątkowy wieczór podzielono nas na grupy trzyosobowe i zorganizowano nam kolację u lokalnych mieszkańców Waszyngtonu: pracownikami rządu, departamentu stanu, byłymi stypendystami Fulbrighta, bądź też zwykłymi mieszkańcami. Dla pracowników departamentu edukacji była to jedna z nielicznych okazji by tak naprawdę poznać beneficjentów programów, nad którymi pracują latami.
Ja razem ze studentem z Dominikany i studentką z Kolumbii wybraliśmy się na kolację do Pana Allana i Pani Ann w północnej części miasta. Jak się szybko okazało Pan Allan był na stypendium Fulbright'a w Polsce w roku 1977! Na 15 lat wcześniej, niż ja się w ogóle na tym świecie pojawiłem. Z opowieści moich rodziców wiem tylko jak w tych czasach się żyło w Naszym kraju i nie było wcale tak kolorowo. A Pan Allan przyjechał studiować na AGH do Krakowa, gdzie w tym czasie prawie nikt nie mówił po angielsku. Dlatego też, szybko nauczył się języka polskiego. Jak wspominał, dużo nauczył się podczas jego 'internship' przy zbiorze jabłek w Opatowie, gdzie lokalni mieszkańcy za nic nie znali ani słowa po angielsku :) Bardzo miło wspominał Nasz kraj. Wspominał, że nawet gdy przebywał w biedniejszych częściach Naszego kraju gdzie ludzi nie za wiele mieli, to zawsze traktowano go zgodnie z zasadą "Gość w dom, Bóg w dom". Za to własnie bardzo ceni Nasz kraj. Na kolację przyniósł swoją ulubioną polską wódkę - Żubrówkę. Poza Polską zwiedził jeszcze 94 kraje. Za to Pani Ann to podróżniczka i także wielokrotnie zwiedzała Dominikanę i Kolumbię i pewnie dlatego tak nas z nimi dobrali na tą kolację. Tematów do rozmów nie brakowało.
Pan Allan i Pani Ann byli bardzo ciekawi jak nam się żyje w ich kraju i jakie mamy plany na przyszłość. Ponad 4 godziny spędziliśmy na wspólnej rozmowie i kolacji. Mogę teraz szczerze stwierdzić, że było to jedno z najlepszych doświadczeń podczas mojego pobytu tutaj w Stanach. Dwa różne pokolenia tego samego programu stypendialnego, zupełnie nie znających się nawzajem osób, pochodzących z zupełnie innych krajów i kultur, spotyka się i dzieli się swoimi doświadczeniami i historiami. W takich chwilach naprawdę docenia się to, czym jest przywilej bycia stypendystą Fulbrighta.
Po tym spotkaniu każdy z nas przyznał, że było to niesamowite przeżycie i tak jak Pan Allan i Pani Ann, tak my, za parę lub paręnaście lat chcielibyśmy również zaprosić studentów do siebie już w Naszych krajach!
Poniżej parę zdjęć z wyjazdu: